Refleksje po marszu KOD
Widziałem ludzi, którzy pamiętają, co to znaczy brak wolności, walczyli o nią, bo nie chcą dać jej sobie ponownie odebrać — pisze Jakub Chabik, koder z Gdańska, którego spotkaliśmy ma marszu „KOD Wolności” w Warszawie.
Jakub Chabik
No więc kilka refleksji z wczorajszego marszu KOD-u.
1. Pierwszy raz pojechałem z KOD-owcami z Pomorskiego. To najmilsze towarzystwo na świecie. Pogodni, pozytywnie nastawieni do życia, uczynni, zdyscyplinowani i świetnie zorganizowani. Listy, ulotki, gazetki, role rozdane, miejsce w marszu — wszystko super. Społecznie — na moje oko średnia wieku znacząco powyżej 40, choć kilkoro młodych też było. Środowisko — nie ma twardych danych, ale z rozmów niedobitki inteligencji oraz klasa średnio-niższa: nauczyciele, kadra akademicka, urzędnicy. Wbrew potocznemu przeświadczeniu, nie widziałem raczej typowych lemingów, czyli dobrze urządzonych w życiu menedżerów lub specjalistów. Widziałem raczej ludzi, którzy pamiętają, co to znaczy brak wolności, walczyli o nią, bo nie chcą dać jej sobie ponownie odebrać.
2. Sam Marsz — dobrze zorganizowany, choć pogoda nie dopisała. Moim zdaniem dobrym pomysłem było przywołanie ojców polskiej niepodległości — Piłsudskiego, Daszyńskiego, Witosa, Paderewskiego, także Dmowskiego. Dobrym pomysłem było również zaproszenie przedstawicieli partii opozycyjnych. Co prawda przy Czarzastym troszeczkę skoczyło mi ciśnienie, bo pamiętam go jako aroganckiego, przedstawiciela skorumpowanej do szpiku kości „grupy trzymającej władzę”. Ale dla mnie KOD to przede wszystkim płaszczyzna porozumienia opozycji, kiedy już PiS obezwładni Trybunał Konstytucyjny i zmieni ordynację na większościową. Tylko w oparciu o KOD będzie można wtedy zbudować jedną koalicję, alternatywę dla partii władzy, które pewnie do tego czasu skonsumuje przystawkę pod nazwą Kukiz ’15.
3. Najbardziej wzruszający moment marszu — kiedy na zakręcie z Grójeckiej w oknie na parterze pojawił się mocno starszy pan, który demonstrował gablotę pełną odznaczeń. Nie jestem może fachowcem, ale potrafię odróżnić peerelowskie krzyże od odznaczeń wojskowych. To były odznaczenia wojskowe. Dostał wielki aplauz. Dla mnie to moment, kiedy słowo „niepodległość” nabiera znaczenia; przestaje być abstrakcyjnym pojęciem, a staje się twarzą człowieka, który w godzinie próby spełnił swoje zadanie.
4. Marsz nie był wielki i masowy. Moim zdaniem statystyki Błaszczaka są zaniżone, było ze 20-30 tys. ludzi, pewnie nie więcej. Było bardzo, bardzo zimno. Ważne jest co innego: zaczęliśmy wyrywać patriotyzm z rąk skrajnej prawicy. Padło wiele słów o patriotyzmie i różnicy pomiędzy nim a nacjonalizmem. To cholernie ważne, że wreszcie polskie centrum i lewica zaczynają się przyznawać do tradycji niepodległościowej i patriotycznej. Piłsudski był PPS-owcem, tradycje socjalistów, Pużaka i Arciszewskiego, są równie ważne co narodowe i ludowe.
5. Kiedy po południu byłem na dworcu, widziałem bardzo duże, zorganizowane grupy z marszu narodowców. Mimo że w klapę miałem wpięty wyraźnie widoczny znaczek KOD-u, nikt mnie nie zaczepiał ani nie było pogardliwych odzywek w moim kierunku. Trzeba jednak pamiętać, że wszędzie było pełno policji. Moim zdaniem prawdą jest, że awantury na poprzednich marszach wynikały oraz niedostatecznego nadzoru, oraz świadomych prowokacji poprzedniej władzy — że przypomnę film z ubiegłego roku, na którym szalikowcy w kominiarkach najpierw rzucają kamieniami, a potem prowadzą serdeczne pogawędki z policją. Wracałem pociągiem z narodowcami. Zachowywali się poprawnie, choć prawda jest taka, że kilku było nietrzeźwych. Żywo komentowali stan tabeli Ekstraklasy i skład Polski na mecz z Rumunią. Czy to źle? Niby dlaczego? Dla mnie to OK. Tacy sami ludzie jak ja.
6. Wśród narodowców dominowali młodzi ludzie. Tutaj środowiska demokratyczne nawaliły na całego. Wśród młodych rząd dusz ma narracja patriotyczno-nacjonalistyczna. Biało-czerwone opaski, bluzy z portretami Żołnierzy Wyklętych — to wszystko jest sexy. Demokracja i wolność nie są sexy. Mimo upływu roku, środowiska opozycji nie znalazły narracji, która trafiłaby do młodych. To smutne i bardzo, bardzo niebezpieczne. Odzyskanie młodych dla wolności to — obok odzyskania patriotyzmu — najważniejsze zadanie dla KOD-u.
7. Kiedy siedziałem w cukierni na Centralu, przysiadła się grupa wąsatych Januszy. Mówili o marszu KOD-u: że to garstka ludzi, których relacja w TVN wyolbrzymia; że wszystko byli ubecy, że teraz się skończy finansowanie z Ameryki, to KOD się rozsypie. Słuchałem tego bez większych emocji; byłbym może bardziej zirytowany, gdybym nie słyszał wcześniej takich samych zdań o KOD-owców: że ci, co idą na marsz rządowy, to wyłącznie neonaziści. Nic podobnego, to zwykli ludzie, tacy jak my; grupy skrajne to — hałaśliwy i dowartościowywany przez rządzących — ale jednak margines. W Gdańsku te dwie grupy idą w jednym marszu. Nie wiem, dlaczego tak nie może być w Warszawie, a Kijowski, który to zaproponował, odsądzany jest od czci i wiary.
8. Last but not least, nie przejmowałbym się szczególnie partią Osobno, która organizuje własny marsz razem z anarchistami. Przyszło na nich tysiąc osób, moim zdaniem to tacy narodowcy a rebours. Garstka medialnych postaci (np. Szczuka), obraziła się na KOD za Dmowskiego, ale prawda jest taka, że i tak by nie poszli, a poza tym nie mają realnego znaczenia poza warszawskimi salonami i redakcjami.