Publicystyka

Miejmy nadzieję na lepsze, ale szykujmy się na najgorsze

Czy Polska jest już zgubiona? Na razie nie, ale trzeba zdecydowanie działać. Proponuję przyjąć zasadę hope for the best, prepare for the worst — miej nadzieję na najlepsze, przygotowuj się na najgorsze.


Jakub Chabik
Przez ostatnie dwa tygodnie odpoczywałem od pracy zawodowej oraz bieżących spraw kraju. Celowo nie logowałem się do komputera, a jak już się logowałem, to tylko po to, by odpowiedzieć na prywatne maile i zapłacić rachunki. Dystans — fizyczny i pojęciowy — pozwolił mi na tę refleksję. Poniżej to wszystko, czego nie opublikowałem na gorąco, przefiltrowane przez 14 dni cyfrowego wykluczenia, łagodny mistral oraz niezdrowe ilości wina z bałkańskich winnic.

To tylko wojna delfinów

Wyjeżdżałem w szczycie protestów przeciwko ustawom masakrującym Sąd Najwyższy, już w trakcie mojego urlopu dwie z trzech ustaw zostały zawetowane przez Prezydenta. W odróżnieniu od wielu komentatorów nie wiążę z tym zdarzeniem wielkich nadziei. Mamy do czynienia z wojną delfinów — czyli Ziobry z Dudą. Ustawy sądowe dawałyby temu pierwszemu nieograniczoną władzę nad wymiarem sprawiedliwości — której użyłby zarówno do osobistej zemsty (lekarze ojca), jak i budowania własnych wpływów politycznych w obozie Dojnej Zmiany. Duda nie chciał na to pozwolić, ponieważ uważa się za pierwszoplanowego pretendenta do schedy po coraz bardziej niezdrowym i starzejącym się Kaczyńskim. Veto to dla niego jedynie instrument pacyfikowania drugiego z pretendentów — nic więcej. Powieka mu nie drgnęła, kiedy demolował Trybunał Konstytucyjny bodaj siedmioma ustawami, media publiczne, prawa obywatelskie (zgromadzenia, prywatność) – niby dlaczego mielibyśmy uwierzyć, że nawrócił się na demokrację?
Uzasadnienia obu vet nie pozostawiają złudzeń — Andrzej Duda nie ma nic przeciwko zaoraniu trójpodziału władzy, chodzi mu jedynie o przypomnienie własnego znaczenia i zdobyciu paru punktów w sondażach. Używając szachowych metafor — to pionek, który chce dojść do końca planszy i zostać hetmanem. Ale póki co, jeszcze nie doszedł i ciągle jest pionkiem. Na jego drodze stoi nie tylko zazdrosny król, ale także goniec, skoczek i wieża. Przy czym w tej grze w szachy największe zagrożenie stanowią własne, a nie obce figury.
Andrzej Duda nie jest przygotowany do rozgrywania dużych gier. Brakuje mu formatu intelektualnego, charakteru, zaplecza oraz przemyślanej strategii. Nigdy nie pracował nigdzie, poza uczelnią i administracją — a umówmy się, w każdym z tych miejsc był raczej wykonawcą poleceń niż strategiem. Żaden instytut nie pracuje na jego rzecz, nie ma żadnej rady mędrców, której opinii mógłby zasięgnąć. Nie ma sojuszników. Nie ma redakcji, która by go wspierała. Na zapleczu ma wyłącznie żonę i Krzysztofa Szczerskiego. Trochę mało. Nie wiążmy z nim wielkich nadziei w starciu z potężną, dobrze naoliwioną maszyną z Nowogrodzkiej.

Jeśli coś szczeka, to jest psem

Obawiam się, że mylą się ci, którzy uważają, że to będzie „miękka dyktatura”. Nie będzie. Przekroczone zostały wszystkie Rubikony; ludzie PiS wiedzą, że nie mogą oddać władzy, bo czeka ich utrata praw publicznych, a może nawet wolności. Spalili za sobą praktycznie wszystkie mosty. Dlatego próbują uciekać do przodu. Uderzenie na sądy — tym razem silniejsze i skuteczne — nastąpi wkrótce. Potem przyjdzie uderzenie w wolne media, zaostrzenie kodeksu karnego (aby można było fizycznie i finansowo niszczyć opozycję i demonstrujących), przecięcie ostatnich więzów z Europą (de iure lub de facto wykluczenie z UE) oraz pogłębianie kontroli społeczeństwa poprzez media, inwigilację elektroniczną oraz zapewne „nieznanych sprawców”, którzy zagoszczą na demonstracjach opozycji, aby przeprowadzać prowokacje. Na koniec — nastąpi zamach na samorządy (np. wydzielenie szkół, wodociągów, zakładów przewozów i zasobu mieszkaniowego do państwowych spółek i w ten sposób samorządów realnego znaczenia, majątku i środków na działania), zmiana ordynacji i składu komisji wyborczych, wreszcie aktywizowanie bojówek nacjonalistycznych oraz zarządzenie strachem (przed uchodźcami, przed Niemcami, przed „totalną opozycją”).
Kaczyński nie umie normalnie zarządzać tworem wielkości państwa, co pokazał zarówno w roku 1992, jak i 2007. Umie natomiast świetnie zarządzać emocjami społecznymi. Dlatego musi co chwilę wywoływać kryzysy, aby czuć, że kontroluje kraj. Skazuje to kraj na zygzakowanie od przesilenia do przesilenia. Jakaś afera, jakiś głośny proces, jakaś komisja — tak oczywiście można wywoływać emocje i zapełniać szpalty popołudniówek, ale nie da się popychać kraju naprzód.
Nie liczyłbym na wybory. Wydarzenia w Wenezueli jasno pokazują, że niedemokratyczna władza nie cofnie się przed niczym — w tym fałszerstwem wyborczym — aby utrzymać się u stołków.
Jest takie mądre przysłowie: jeśli coś chodzi jak pies, szczeka jak pies i ma ogon jak pies, to jest psem. Jeśli rządy PiS powtarzają wszystkie kroki, którymi były budowane twarde, represyjne dyktatury, to szaleństwem jest mieć nadzieję, że nie będą pełnowymiarową, twardą, represyjną dyktaturą. Jeśli władza inwigiluje lidera jednej z partii opozycyjnej, jeśli lider partii rządzącej obiecuje opozycji, że „będą siedzieć”, jeśli montuje bazę danych demonstrantów, jeśli szczuje przeciwko zagranicy i organizacjom pozarządowym, to to jest dyktatura.

Nowa oligarchia

Na zapleczu tego chaosu krzepnąć będzie nowa, „patriotyczna” oligarchia — program Morawieckiego, w obliczu wykluczenia z UE oraz braku instytucjonalnej stabilności (czego bardzo nie lubią przedsiębiorcy), sprowadzi się do inwestowania przez państwo w kolejne „narodowe” przedsięwzięcia. Będą więc narodowe lotniska, narodowe pociągi, narodowe samochody elektryczne, narodowe czołgi i helikoptery itd. Przy czym w każdej z tych inwestycji będzie obowiązywać zasada „prywatyzacja zysków, nacjonalizacja strat” – czyli jeśli przedsięwzięcie wypali, zostanie sprywatyzowane, a jeśli nie — straty pójdą w bilansy „repolonizowanych” banków.
Jednocześnie właściciele dobrze prosperujących, prywatnych firm otrzymają propozycję nie do odrzucenia: albo dopuszczą jako akcjonariusza jakiegoś mandaryna oligarchii pisowskiej, albo urząd skarbowy znajdzie zaległości podatkowe (korzystając z klauzuli obejścia prawa), dyspozycyjny prokurator zastosuje konfiskatę rozszerzoną, upaństwowiony komornik przeprowadzi licytację udziałów, a dyspozycyjny sąd zatwierdzi zmiany w KRS. Jeśli ktoś będzie się stawiał — oprócz majątku straci także wolność. Tak to działa w Rosji, tak działa na Węgrzech, nie inaczej będzie w Polsce.

Co robić?

Czy Polska jest już zgubiona? Na razie nie, ale trzeba zdecydowanie działać. Proponuję przyjąć zasadę hope for the best, prepare for the worst — miej nadzieję na najlepsze, przygotowuj się na najgorsze. A więc:

  • Po pierwsze i najważniejsze, należy bronić resztek państwa prawa, które zostało — w tej chwili oznacza to obronę sądów, samorządów oraz prywatnych mediów.
  • Oszczędzać energię społeczną — masowe demonstracje, które znienacka przetoczyły się przez polskie miasta w trzeciej dekadzie lipca, raczej się nie powtórzą. Nie da się wywoływać na ulicę ludzi co tydzień, trzeba to robić tylko w najważniejszych sprawach i bardzo spektakularnie.
  • Organizować społeczeństwo – energia społeczna uwolniona w lipcu powinna się zinstytucjonalizować w strukturach. W tej chwili są one nieliczne i do tego odrębne (partie opozycyjne, KOD, organizacje kobiece itd.). Potrzeba zbudować płaszczyznę porozumienia i koordynować działania.
  • Nowi liderzy — Schetyna na pewno nie pociągnie za sobą większości, Petru, Zandberg i Kosiniak-Kamysz nieźle nadają się na wiceliderów, ale na lidera trzeba kogoś nowego i wyrazistego, najlepiej spoza bieżącej nawalanki politycznej. Owsiak? Biedroń? Gasiuk-Pihowicz? Nie wiem. Wiem, że potrzeba nowych twarzy.
  • Organizować pomoc prawną i finansową dla represjonowanych — których lista z każdym dniem się wydłużą. Ekolodzy z Puszczy Białowieskiej, Obywatele RP, niewygodni dziennikarze (np. Tomasz Piątek), organizatorki demonstracji kobiecych — już dzisiaj dostają wezwania do zapłaty „kar”, które przekraczają ich roczne dochody. Każdy z nich ma jakąś rodzinę. Tymczasem wszyscy powinni móc działać w przekonaniu, że mają za sobą solidarną armię, która w razie czego dostarczy adwokatów, którzy obudzeniu w środku nocy przyjadą na komendę oraz pieniędzy na grzywny.
  • Podsycać konflikty w obozie władzy — to największa szansa opozycji, że w marszu PiS do pełnej dyktatury jego uczestnicy skoczą sobie do gardeł. Pamiętajmy — cała sejmowa maszynka do głosowania trzyma się na pięciu posłach, z którzy jeden już się zbuntował. Skonsumowanie Kukiza może nie być takie proste.
  • Apelować do rozsądku i sumień umiarkowanych modernizatorów (Morawiecki, Gowin, Streżyńska) – dociera już do nich, chyba że za pomocą tępej propagandy, policyjnej pałki i kajdanek nie da się zmodernizować Polski, a startupy i Przemysł 4.0 słabo kwitną w kraju, gdzie nienawiść wobec obcych stała się ideologią państwową, a dyspozycyjny sąd może w każdej chwili przenieść własność dobrze prosperującej firmy na lojalnego partyjnego funkcjonariusza i jego rodzinę.
  • Ośmieszać reżim na każdym kroku — memy internetowe, graffiti na murach, happeningi, kabarety objazdowe, obrazoburcze piosenki, sparodiowane propagandowe hasła itd. – to wszystko może być bronią opozycji.
  • Budować pionowe więzi społeczne — słabość opozycji wynika w dużej mierze z tego, że nie potrafi znaleźć nośnych tematów, które zainteresowałyby mieszkańców małych miast i miasteczek, wsi, osób wegetujących na umowach śmieciowych albo świadczeniach społecznych. Dialog, dialog, jeszcze raz dialog; pójście “w teren”, kontakty z organizacjami o charakterze grassroots: stowarzyszeniami sportowymi, hobbystycznymi, grupami społeczników, lokalnymi społecznościami.
  • Last but not least, budować źródła finansowania. Opór przeciwko autorytarnemu reżimowi nie uda się bez pieniędzy. Środki są w samorządach, są za granicą, są w zbiórkach publicznych — Polacy chyba zrozumieli, że przyszedł czas, aby współfinansować działalność opozycyjną.

Brzmi pesymistycznie? Chciałbym po czasie okazać się złym prorokiem, ale stara łacińska zasada mówi: si vis pacem, para bellum. Aby mieć nadzieję na przywrócenie demokratycznego porządku w Polsce i powrocie do Europy, trzeba być przygotowanym na najgorsze — stawienie czoła represyjnej, twardej dyktaturze.

Na zdjęciu — zamieszki w Wenezueli, źródło http://redcomsur.org/sitio/lo-que-busca-la-oposicion-en-venezuela/, licencja CC-BY

Share