Jeszcze “Solidarność” nie umarła…
W dniu 40. rocznicy podpisania porozumień gdańskich rozmawiamy z kieleckimi założycielami i działaczami pierwszej „Solidarności”. Pamiętają z tych dni silne emocje – entuzjazm, nadzieję, poczucie wspólnoty, ale i strach, obawy. Co do jednego nie mają wątpliwości – te dni silnie wpłynęły na całe ich życie.
Redakcja: – Co Pan czuł w pierwszych dniach, miesiącach po podpisaniu porozumień sierpniowych, w okresie nazwanym później „festiwalem Solidarności”?
Bogdan Białek: – Zależy, o jakim okresie mówimy. Na przełomie sierpnia i września 1980 jeszcze nie było oficjalnej nazwy Solidarności. Powstawały różne niezależne związki. Pamiętam ten chaos organizacyjny. Na przykład, kiedy zakładaliśmy razem z Basią Braun NSZZ „Solidarność” w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach, myśmy się na początku zapisali nie do regionu świętokrzyskiego a małopolskiego. To pokazuje jakąś dezorientację, ale przez te pierwsze miesiące w miarę szybko, jak na Polskę, powstały odpowiednie regulacje, jeden związek, podział na regiony i tak dalej. Byłem bardzo skoncentrowany zadaniowo, bo trzeba było wykonać tę pracę organizacyjną, organiczną. Był entuzjazm, ale i mnóstwo obaw, zwłaszcza w takim mieście jak Kielce. Tu strajki zaczęły się dopiero, jak już zostały podpisane porozumienia sierpniowe. Były też obawy przed nowym związkiem. Pamiętam, jak z Jurkiem Stępniem [Jerzy Stępień, późniejszy prezes Trybunału Konstytucyjnego – red.] poszliśmy rozmawiać o założeniu „Solidarności” na poczcie. Na spotkaniu padały pytania socjalne, czy wczasy będziemy dawać, cebulę i ziemniaki załatwiać, bo do tej pory związki zawodowe tym się głównie zajmowały. Tak to było, ale było też wielkie uczucie, że coś pękło. Ulga, jakby nagle wrzód, który uwierał, bolał, w końcu pękł i człowiek czuje się już zdecydowanie lepiej, mimo że trochę śmierdzi. Wtedy myślałem, że już tylko będzie w Polsce lepiej.
Marek Skopowski: – Czułem ogromny entuzjazm, przejęci e i zapał. Nagle coś ode mnie zaczęło zależeć, miałem wpływ na bieg wydarzeń. Była też obawa, czy nie zakończy się to klęską, czy władza nie użyje wobec nowego ruchu siły, czy nie będzie go chciała stłamsić.
Stanisław Żak: – Jak się rozpoczęły strajki, zwłaszcza te na wybrzeżu, jakaś taka nadzieja we mnie wstąpiła. Trochę się ujawniła we mnie awanturnicza natura. Pomyślałem – jak zaczynają strajkować, coś się zaczyna dziać, pamiętam te emocje. Bałem się tylko jednego, żeby nie strzelali do ludzi. Śledziłem bardzo i w radio, i prasę. Słuchałem pilnie Radia Londyn i Wolnej Europy. Nie myślałem perspektywicznie, co będzie dalej, tylko dzień po dniu śledziłem fakty. Samo podpisanie porozumień obserwowałem w Ameliówce u redaktora Stanisława Mijasa [ówczesny redaktor „Słowa Ludu” – red.]. Kiedy podpisano porozumienia, to przyznam, że byłem sceptyczny, jak to wszystko będzie funkcjonować. Byłem prawie pewny, że władza tego nie dotrzyma, że wcześniej czy później weźmie naród w garść, kogo trzeba zamknie, kogo trzeba, uciszy w inny sposób. Ale działaliśmy. Zakładaliśmy na uczelni „Solidarność”, pamiętam doskonale dr Irenę Furnal i jej zapał. Część pracowników bardzo chętnie się dołączyła, ale byli też tacy, którzy chodzili i zrywali nam ogłoszenia, informacje. Nawet sam to widziałem. Pamiętam, że w miarę czasu ten mój sceptycyzm się zmniejszał, a przybywało optymizmu, że władza pogodzi się z powstaniem wolnych związków zawodowych i będzie respektować 21 punktów porozumienia.
Redakcja: – W 1980 r. powstała jedna Solidarność. Dziś mówimy o „pierwszej Solidarności”, ale mamy też „nową Solidarność” i jeszcze parę związków zawodowych o tej nazwie. Czy to było nieuniknione? Jak działać na rzecz wolności i demokracji w sytuacji ciągłego deprecjonowania pierwszej „Solidarności”?
Bogdan Białek: – Wiele pytań. Mówimy o pluralizmie. Jak jest demokracja, to jest pluralizm, trzeba się z tym pogodzić. Wszyscy jesteśmy zróżnicowani, terytorialnie, zawodowe, biznesowo, mamy różne interesy. Utrzymanie jednej centrali związkowej jest bez sensu. Są różne związki zawodowe i to jest dobre. Ale zasadnicza kwestia jest taka, czy jesteśmy się w stanie porozumieć co do podstawowych wartości. Ostatnie lata pokazują, że niestety nie. Jedni rozumieją słowo solidarność szerzej, wręcz ewangelicznie, jak Jan Paweł II, a inni – zewrzyjmy szeregi i brońmy naszych interesów. I tu jest zasadnicza różnica. Nawet warunki dla różnienia się muszą mieć granice brzegowe. Małżeństwo ma prawo się kłócić, ale nie przekraczając pewnych granic, nie zadawać drugiej osobie, bólu i cierpienia. Również deprecjonowanie w demokracji może mieć miejsce, na przykład jest jednym z narzędzi w kampanii wyborczej, ale czymś innym jest walka polityczna, a czymś innym zakłamywanie historii, co w tej chwili ma miejsce. To, co robi obecnie PiS, rugując uczestników tamtych wydarzeń, kłamiąc, że symbolem „Solidarności” powinien być Lech Kaczyński, jest obłudne, obrzydliwie, kłamliwie. To jest partia, która na każdym szczeblu ma miernoty, tam nie ma żadnych istotnych postaci. I robią to ci mali ludzie, z których wielu ma przeciwną przeszłość, czego symbolem jest prokurator Piotrowicz. Ta partia zdobywa niestety popularność taką narracją.
Marek Skopowski: – Z dzisiejszej perspektywy powstanie innych związków, niezależnych, ale z nazwą „Solidarność”, było nieuniknione, ale w tamtych pierwszych miesiącach nie spodziewałem się takich podziałów. W SHL-ce [fabryka FSS Polmo-SHL w Kielcach – red.] nie było takich tendencji, nie było konkurencji dla nowego ruchu. Niestety ambicje ludzkie wzięły górę nad rozsądkiem i pragmatyzmem. Nazwa „Solidarność” stała się popularna, niosąca. Nie bez znaczenia było działanie ówczesnych władz, które za pomocą służb specjalnych, aktywu partyjnego działały destabilizująco, liczyły na osłabienie, rozbicie „Solidarności”. Dziś nie jest łatwo powoływać się na „Solidarność”, bo to słowo uległo dewaluacji. Dzisiejszy NSZZ „Solidarność” ma niewiele wspólnego z pierwszą „Solidarnością”, może tylko nazwę
Stanisław Żak: – Ciągle jestem pełen uznania, szacunku dla Lecha Wałęsy. To był zwykły robotnik, a został takim przywódcą. Mam do niego szacunek za upór, konsekwencję, zdecydowane stawanie sprawy. Teraz z tamtej „Solidarności” nic nie zostało poza Lechem Wałęsą. Ten związek, który istnieje dziś, to nie jest tamta „Solidarność”. Wtedy „Solidarność” była przeciwnikiem władzy, dziś jest jej kooperantem. Wtedy było nas 10 milionów ludzi i to była prawdziwa solidarność. Pamiętam, jak się chodziło na zebrania, oczywiście ludzie się kłócili, ale chodziło im o jedno, żeby dopilnować i dotrzymać tego, co się podpisało.
Redakcja: – Co dała pierwsza Solidarność przeciętnemu Polakowi, a co Polsce jako krajowi?
Bogdan Białek: – Co dała krajowi, to jest oczywiste. Stworzyła społeczeństwo obywatelskie. Wcześniej mieliśmy naród, rodziny, ale nie mieliśmy społeczeństwa. Partia wprawdzie mówiła, że mamy, ale społeczeństwa nie było. Pojawiły się różne ruchy obywatelskie, już wtedy zaczęliśmy się dzielić. Ujawnił się antysemityzm w „Solidarności”, o tym też trzeba pamiętać, ale sam fakt ujawnienia się różnych skrajnych nawet poglądów, też miał zaletę. W „Solidarności” byli ludzie o zdecydowanie lewicowych poglądach, jak i narodowych. Przeciętny Polak w końcu mógł ujawnić bez obaw swoje poglądy. Mógł zmierzyć się z tym, co w nim tkwiło, z pokładami lęku, strachu. Obserwowałem, jak wielu ludzi w wielu ważnych chwilach, jak przesilenie bydgoskie, ujawniało niepokój, a jak wielu determinację. Możliwość mówienia własnym głosem to wielka wartość. Oczywiście samo mówienie wolnym głosem nie zapewnia środków do życia. Okazało się, że ani partia, ani „Solidarność” nie są w stanie rozwiązać podstawowych spraw bytowych.
Marek Skopowski: – Polakowi, mnie, myślę, że większości, „Solidarność” dała poczucie podmiotowości, świadomość, że coś od niego zależy, że ma on wpływ na swój los, na swoją przyszłość. Ten ruch zaktywizował do działania ogromne rzesze ludzi. Poczuli oni chęć przynależenia do związku, ale też poczucie odpowiedzialności za kraj, za zakład pracy, za społeczność lokalną. Polsce „Solidarność” dała ogromną sympatię i wsparcie całego świata. Te informacje przekazywane różnymi kanałami z całego świata słuchaliśmy z zapartym tchem. No i w końcu doczekaliśmy odzyskania niepodległości, obalenia komuny. Bez „Solidarności” tego by nie było. To właśnie ten ruch spowodował, że Polska stała się prawdziwym, niezależnym podmiotem na arenie międzynarodowej.
Stanisław Żak: – Przeciętnemu Polakowi „Solidarność” dała poczucie wspólnoty. W jednym ruchu znalazło się 10 milionów ludzi, jedna trzecia społeczeństwa. Dała nadzieję, w końcu spodziewali się od życia czegoś lepszego. Nikt w tych pierwszych dniach nie przewidział takiego finału, jak stan wojenny, ale i on nie wszystko zniszczył. Została działalność podziemna, wydawnictwa, kultura niezależna. A co zyskała Polska? Mnie się spodobał fragment ostatniego wystąpienia kanclerz Niemiec Angeli Merkel na temat 40-lecia „Solidarności”. Nikt z naszych władz tego lepiej nie wyraził. Merkel stwierdziła, że „Solidarność”, która powstała w Polsce w 1980 roku, to był ewenement na skalę światową. Że dzięki temu ruchowi wszystko, co złe w Europie, zaczęło się kruszyć, rozwalony został komunizm, upadł Związek Radziecki. Przecież wtedy, na początku „Solidarności”, nikt nie wierzył, że Związek Radziecki może się rozpaść! Merkel powiedziała, że dzięki „Solidarności” stała się innym człowiekiem. Zastanowiłem się, bo ja także stałem się wtedy innym człowiekiem, uwierzyłem, że jak się jest razem i ma się wspólny cel, to można bardzo dużo osiągnąć.
Redakcja: – Dziękuję za rozmowę.
Bogdan Białek – założyciel NSZZ „Solidarność” w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach, założyciel i red. nacz. jednego z pierwszych pism „Solidarności” „Notes”, członek Biskupiego Komitetu Charytatywnego w Kielcach, delegat NSZZ „S” na zjazd regionalny, współpracownik pisma „Robotnik”, rzecznik Komitetu Wyborczego „Solidarność” w 1989 r., konsultant NSZZ „S” Pracowników Policji, red. nacz. „Gazety Lokalnej” – pierwszego dodatku regionalnego „Gazety Wyborczej”. Obecnie na emeryturze, prezes Stowarzyszenia im. J. Karskiego, sympatyk KOD.
Marek Skopowski – przewodniczący komitetu założycielskiego NSZZ „S” FSS Polmo SHL w Kielcach, obecnie emeryt, członek KOD.
Stanisław Żak – założyciel NSZZ „S” w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach, b. prezes Klubu Inteligencji Katolickiej w Kielcach, senator I i II kadencji po 1989 r. z ramienia Komitetu Obywatelskiego i Unii Demokratycznej. Obecnie emerytowany profesor UJK, sympatyk KOD.